Mickiewicz’s Crimean Sonnets
The other day I remembered that I’d begun translating Mickiewicz’s Crimean Sonnets at one point, and thought I’d post them for anyone interested in sampling some Polish.
Mickiewicz is considered Poland’s greatest poet, and bears the title of “wieszcz” (prophet-poet). Exiled from his homeland (he was actually born in Lithuania) by its Russian occupiers, he lived for a time in Russia — both in Petersburg (there’s a monument to him there) and in Moscow, where he actually met and befriended Pushkin (by the way, Pushkin’s “Bronze Horseman” is, in part, a polemical response to Mickiewicz’s work Dziady, where he wrote disparagingly of Peter’s statue as a symbol of autocracy); supposedly his gifts of improvisation at parties would leave his listeners utterly dumbstruck — for example, he would ask his fellow revelers to give him the basic outline of a dramatic plot, and a few characters; he would take a few minutes to gather his thoughts, then spout an entire drama — in verse — on the spot.
He also toured the Crimea, writing a series of sonnets about the things he saw there. The sonnets speak of a wandering Polish “pilgrim” who struggles to understand a foreign culture, language, and religion (Islam), guided by a local (the “Mirza”). Though he tries to break free from his past, even from himself, everything he sees, it seems, reminds him of his lost home — to which, by the way, Mickiewicz would never return alive.
This is a work in progress; not all the sonnets are translated, and some may have imperfect (or missing) rhymes or meter. Mickiewicz writes here in typical Polish syllabic verse — meaning the only governing formal principle is the number of syllables per line — here, 13. Basically, I’ve tried to render these as Alexandrines (iambic hexameter), while also retaining the rhyme scheme. I’ll update these as I improve them and add additional sonnets.
This cycle is a magnificent work of poetry, one of my all-time favorites… there is so much to think about here, so many recurring motifs — the blurring of boundaries between sea and land; the limitations of language and the rational human mind; the difficulty of truly seeing beyond oneself and understanding others; memory and oblivion; the sublime majesty of the created world; the relation between God and man; suffering, exile, wandering, and redemption through art — all of which come together in the fantastic closing sonnet (“Ayu-Dag”). I have tried to stick very, very close to the meaning of the original..
I. STEPY AKERMAŃSKIE
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu;
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi:
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi:
Tam z dala błyszczy obłok, tam jutrzenka wschodzi...
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu!
Stójmy!... Jak cicho!... Słyszę ciągnące żórawie,
Którychby nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę kędy się motyl kołysa na trawie.
Kędy wąż ślizką piersią dotyka się zioła...
W takiej ciszy tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy...Jedźmy, nikt nie woła!
THE ACKERMAN STEPPE
Into the sea-like steppe, the waterless expanse,
My wagon onward drifts, in verdure half-submerged,
Amidst a flower-flood, the rippling meadows surge;
I sail past isles of swaying, coral-colored grass.
The night descends: ahead, no roadway, no kurgan;
In vain I search for guiding stars in darkened skies —
Then see, in gleaming clouds, the morning star arise;
The Dniester gleams — the moon, the lamp of Ackerman!
But halt!... How quiet!... I hear — a line of flying cranes,
Far, far beyond the reach of any falcon's eyes;
A butterfly — it sits upon a blade of grass, and sways;
A snake — how through the grass its slick-scaled belly slides…
In silence such as this, my ear so raptly strains
To hear a voice — from home… But… silence. On I ride!
II. CISZA MORSKA
Już wstążkę pawilonu wiatr zaledwie muśnie,
Cichemi gra piersiami rozjaśniona woda:
Jak marząca o szczęściu narzeczona młoda,
Zbudzi się, aby westchnąć, i wnet znowu uśnie.
Żagle, nakształt chorągwi, gdy wojnę skończono,
Drzemią na masztach nagich: okręt lekkim ruchem
Kołysa się, jak gdyby przykuty łańcuchem;
Majtek wytchnął, podróżne rozśmiało się grono.
O morze! pośród twoich wesołych żyjątek
Jest polip, co śpi na dnie, gdy się niebo chmurzy,
A na ciszę długiemi wywija ramiony.
O myśli! w twojej głębi jest hydra pamiątek,
Co śpi wpośród złych losów i namiętnej burzy,
— A gdy serce spokojne, zatapia w niem szpony...
SEA-STILLNESS
The small pavilion flags flap limply in the wind,
The brilliant water’s breast in joyous silence swells,
Like that of one betrothed who dreams of wedding bells,
And stirs but to inhale and fall asleep again.
The sails sleep on bare masts — abandoned battle flags
In time of armistice — the vessel slightly sways
On waters indolent, as if held fast by chains;
A deck-hand, bored, exhales; a band of travelers laughs.
O sea! Among the beasts your waters bear, there sleeps
A polyp — far below, as stormclouds swirl above —
Its waving arms outstretched into the silent dark.
O thought! You harbor memory, that hydra of the deep,
That sleeps amidst fate's trials and troubled storms of love,
And waits to sink its claws into the tranquil heart.
III. ŻEGLUGA
Szum większy, gęściej morskie snują się straszydła;
Majtek wbiegł na drabinę: gotujcie się dzieci!
Wbiegł, rozciągnął się, zawisł w niewidzialnej sieci,
Jak pająk czatujący na skinienie sidła.
Wiatr! wiatr! Dąsa się okręt, zrywa się z wędzidła,
Przewala się, nurkuje w pienistej zamieci,
Wznosi kark, zdeptał fale i skróś niebios leci,
Obłoki czołem sieka, wiatr chwyta pod skrzydła.
I mój duch masztu lotem buja śród odmętu,
Wzdyma się wyobraźnia jak warkocz tych żagli,
Mimowolny krzyk łączę z wesołym orszakiem;
Wyciągam ręce, padam na piersi okrętu,
Zdaje się, że pierś moja do pędu go nagli:
Lekko mi! rzeźwo! lubo! wiem, co to być ptakiem...
SEAFARING
Sea-horrors swirl and roar; our ship begins to pitch;
A sailor climbs a mast: hey, children, break a sweat!
He springs into mid-air; sprawled in an unseen net,
He hangs, and, spider-like, waits for his web to twitch.
Wind! Like a headstrong horse, the ship breaks off the bit,
And, rolling side to side, through foaming waves it dives,
Then climbs a crest, prow high — and soars into the skies,
Cuts through the clouds as though the wind were bearing it.
And like that flying mast, my spirit cleaves the gyre,
Imagination swells, just like those wind-swelled sails;
Despite myself, I shout — I too, just like the rest —
And fall upon the deck, my arms spread in desire —
As if such arms could steer this great ship through the gale —
As if my arms were wings, my burdens — weightlessness…
IV. BURZA
Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z niem reszta nadziei.
Wicher z tryumfem zawył; a na mokre góry,
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu,
Wstąpił geniusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.
Ci leżą napół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać;
Jeden podróżny siedział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umie, lub ma się z kim żegnać...
THE STORM
The tattered sails, the shattered helm; the roar, the din;
The anxious voices' throng, the pump's portentous groans,
As from the sailors' hands the final lines are torn;
Along with our last hope, the bloody sun descends.
The waters' mountains rise; through the triumphant squall,
Ascending tier by tier from blackest sea's abyss,
To turn and rush our ship — death's awful genius,
Like legions come to storm a city's shattered walls.
As some men sprawl, half-dead; as others wring their hands;
As one bids friends farewell, as in their arms he sinks,
As yet another prays — can prayers death repel? —
One silent traveler looks on and understands:
How fortunate the man who loses all his strength,
Has prayers left to pray, or friends to bid farewell…
V. WIDOK GÓR ZE STEPÓW KOZŁOWA
Pielgrzym:
Tam!... Czy Allah postawił ścianą morze lodu,
Czy aniołom tron odlał z zamrożonej chmury,
Czy Diwy z ćwierci lądu dźwignęli te mury,
Aby gwiazd karawanę nie puszczać ze wschodu?
Na szczycie jaka łuna! pożar Carogrodu!
Czy Allah, gdy noc chylat rozciągnęła bury,
Dla światów żeglujących po morzu natury
Tę latarnię zawiesił śród niebios obwodu?...
Mirza:
Tam? Byłem: zima siedzi; tam dzioby potoków
I gardła rzek widziałem pijące z jej gniazda;
Tchnąłem, z ust mych śnieg leciał; pomykałem kroków
Gdzie orły dróg nie wiedzą, kończy się chmur jazda,
Minąłem grom drzemiący w kolebce z obłoków,
Aż tam, gdzie nad mój turban była tylko gwiazda:
To Czatyrdach!
Pielgrzym:
Aa!!
VIEW OF THE MOUNTAINS FROM THE KOZLOV STEPPE
The Pilgrim:
There!... Did Alláh erect this bulwark-sea of ice
Or cast from frozen cloud this lofty angel’s throne?
Did Daevas raise these walls — sheer continents of stone —
To thwart the caravans of stars from Eastern skies?
Look how the summit glows! Like Istanbul ablaze!
Is it Alláh, when night’s shroud spreads and none can see,
To light the way for worlds adrift in nature’s sea,
Who hangs this lantern in the unlit vault of space?..
The Mirza:
Up there? I’ve walked that winter’s perch, where, necks outspread,
The streams and rivers reach to feed, from near and far;
Where snow flew from my lips with every breath; I’ve tread
Where eagles cannot fly, where clouds no longer are,
Past thunder dormant in its mist-embroidered bed…
Till all that stood above my turban was — a star:
That’s Chatyr-Dag!
The Pilgrim:
Aa!!
Czatyrdach: the mountain’s name is Tartar, from the words çatır (tent) and dağ (mountain). • Diwy: the Daevas, spirits of chaos, destruction, and darkness in Zoroastrian mythology • światy: Here, the peculiar use of “worlds” in the plural likely (this is my guess, anyway) derives from the Qur’an, whose opening surah (al-Fatihah, “The Opening”) describes Allah as Lord/ Sustainer/ Cherisher of the worlds. The Pilgrim here is obviously trying — with dubious success — to “speak” the local language. Note how when the Mirza finally begins describing the mountain, his own language and metaphors are much less lofty. • NOTE: In this poem, the two travelers are face to face with the sublime (the great mountain); the body of the sonnet comprises their attempts to express that sublimity in human language. The final two lines are actually outside the sonnet itself, and consist of 1) the name of the mountain, and 2) a gasp, whose real meaning, or the intonation with which it is to be read, is quite inscrutable. Three possibilities of human language (and the human mind) are thus depicted: 1) poetry, including religious speech and homespun similes (the adequacy of such speech is here called into question); 2) simply pointing and naming (it is worth noting that the mountain’s name itself is a kind of simile — “tent-mountain”; and 3) mute amazement — the capitulation of human speech and thought to that which can be seen but not understood or conveyed in language.
VI. BAGCZESARAJ
Jeszcze wielka, już pusta Girajów dziedzina!
Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia,
Sofy, trony potęgi, miłości schronienia,
Przeskakuje szarańcza, obwija gadzina.
Skróś okien różnofarbnych powoju roślina,
Wdzierając się na głuche ściany i sklepienia,
Zajmuje dzieło ludzi w imię przyrodzenia
I pisze Baltazara głoskami »RUINA.«
W środku sali wycięte z marmuru naczynie:
To fontanna haremu: dotąd stoi cało,
I perłowe łzy sącząc woła przez pustynie:
Gdzież jesteś, o miłości, potęgo i chwało?
Wy macie trwać na wieki, źródło szybko płynie;
O hańbo! wyście przeszły, a źródło zostało...
BAKHCHISARAY
Still great, though empty now, the Giray khans' domain!
These halls and vestibules, once proud, now mute and prone,
These sofas—passion's seats, where power sat enthroned—
How long entwined by snakes and vermin have they lain!
The windows' rainbow glass is broken, overgrown;
The vine that creeps along the silent walls and vaults
Reclaims in nature's name what human might once wrought,
Writes everywhere the word read by Belshazzar: RUIN.
There, in the great hall's midst, a marble vessel lies:
It is the harem fount; and to this very day
It trickles tears of pearl, and in the void it cries:
Where are you now, O Love? Where are you, Power, Fame?
You all ought long endure, and springs ought soon run dry.
Alas! You all are gone. The spring alone remains.
Giraj, English spelling Giray: a dynasty of khans that ruled the Crimean Khanate from 1427 to 1783. One such Khan built the “Fountain of Tears” to symbolize his endless grief following the death of his favorite wife, who, according to legend (and to Pushkin’s poem) was a Polish girl who had been captured by the Tatars and brought to the Khan’s harem. • basza: English spelling pasha, from the Turkish paşa, a high rank in the Ottoman Empire • Baltazar (English spelling Balthazar or Belshazzar): as told by the Book of Daniel, the last king of Babylon, warned while feasting of his impending ruin by a disembodied hand writing fiery letters on the wall.
VIII. GRÓB POTOCKIEJ*
W kraju wiosny, pomiędzy rozkosznymi sady,
Uwiędłaś, młoda różo! bo przeszłości chwile,
Ulatując od ciebie jak złote motyle,
Rzuciły w głębi serca pamiątek owady.
Tam na północ ku Polsce świecą gwiazd gromady,
Dlaczegoż na tej drodze błyszczy się ich tyle?
Czy wzrok twój ognia pełen, nim zgasnął w mogile,
Tam wiecznie lecąc jasne powypalał ślady?
Polko! - i ja dni skończę w samotnej żałobie;
Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci.
Podróżni często przy twym rozmawiają grobie,
I mnie wtenczas dźwięk mowy rodzinnej ocuci;
I wieszcz, samotną piosnkę dumając o tobie,
Ujrzy bliską mogiłę i dla mnie zanuci.
POTOCKA’S GRAVE*
In this rich garden realm, in this domain of spring,
How young you wilted, rose! For moments of your past,
Like butterflies of gold, did drift beyond your grasp,
While worms of memory devoured from within.
There, toward the Polish north, the sky with stars abounds;
Why do so many mark the shining pathway home?
Perhaps your fiery gaze, ere smothered in the tomb,
Did blaze this brilliant trail, forever homeward bound?
O Polish girl! I, too, will end in solitude;
May some kind hand strew earth, someday, upon me here,
Where travelers will pause to speak in tones subdued —
May sounds of native speech revive my lifeless ears;
And some great prophet-poet, composing songs of you,
Hum some few words, as well, of him who lies so near.
Maria Potocka (Dilara Bikecz): the favorite wife of Khan Kyrym Girej — Polish, according to legend — in whose honor he built the “Dilara Mausoleum,” as well as the Fountain of Tears, symbolic of his grief. Following her death he abdicated the throne and dedicated his life to contemplation. Dilara’s true identity has not been definitively proven.
X. BAJDARY
Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów;
Lasy, doliny, głazy, w kolei, w natłoku
U nóg mych płyną, giną, jak fale potoku;
Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.
A gdy spieniony rumak nie słucha rozkazów,
Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,
Jak w rozbitym źwierciedle, tak w mym spiekłym oku
Snują się mary lasów i dolin, i głazów.
Ziemia śpi, mnie snu nie ma; skaczę w morskie łona,
Czarny, wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,
Schylam ku niemu czoło, wyciągam ramiona,
Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży;
Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,
Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży.
BAYDARY
Relinquishing the reins, I whip my steed — and fly;
The valleys, boulders, trees, one on another, teem,
Rush by beneath my feet, like water in a stream —
A flood of images. I'll gladly drink it dry.
And when my lathered steed the whip no longer heeds,
When, color-sapped, the world in dimming darkness lies,
As in a shattered mirror, so in my sun-singed eyes
Flit phantom images of valleys, boulders, trees.
The earth now sleeps. Not I. I seek the sea's embrace;
I plunge into the surf as night-black breakers surge,
Extend my longing arms and bow beneath the spray,
And chaos crashes in; above, the waves converge;
I wait as consciousness — that ship tossed on the waves —
Sinks, sinks — if for a moment — in nothingness submerged.
XIII. CZATYRDAH
Mirza:
Drżąc muślemin całuje stopy twej opoki,
Maszcie krymskiego statku, wielki Czatyrdachu!
O minarecie świata! o gór padyszachu!
Ty, nad skały poziomu uciekłszy w obłoki,
Siedzisz sobie pod bramą niebios, jak wysoki
Gabryjel pilnujący edeńskiego gmachu;
Ciemny las twoim płaszczem, a janczary strachu
Twój turban z chmur haftują błyskawic potoki.
Nam czy slońce dopieka, czyli mgła ocienia,
Czy sarańcza plon zetnie, czy giaur pali domy -
Czatyrdachu, ty zawsze głuchy, nieruchomy,
Między światem i niebem jak drogman stworzenia,
Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,
Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia.
CHATYR-DAG
The Mirza:
To kiss your feet of stone, the trembling Muslim bows,
O great Crimean mast, majestic Chatyr-Dag!
O earth's own minaret! O mountains' padishah!
You fled this realm of rock to dwell among the clouds.
Like mighty Gabriel you sit at heaven's gate,
Forbidding paradise to all who would draw near,
Dark forests for your cloak — and, striking men with fear,
Your turban spun from clouds, with lightning-threads ornate.
While we live on below, sun-scorched and fog-obscured,
Homes burned by infidels, and crops by locusts razed —
You, Chatyr-Dag, endure — your mute and stone-still face
Between the earth and sky, interpreting God's word;
Above the thunderheads, the earth, the human race,
You hear naught save what God speaks to the world.
Czatyrdach: the mountain’s name is Tartar, from the words çatır (tent) and dağ (mountain); we’ve seen this mountain before in the cycle • Gabryjel - in Islamic tradition, Zhibril was Allah’s messenger who dictated the Q’uran to Muhammad and escorted him through heaven during the “Night Journey.”
XV. DROGA NAD PRZEPAŚCIĄ W CZUFUT-KALE
Mirza
Zmów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica:
Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza;
Dzielny koń! Patrz jak staje, głąb okiem rozmierza,
Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,
I zawisnął... Tam nie patrz! Tam spadła źrenica,
Jak w studni Al-Kahyru o dno nie uderza.
I ręką tam nie wskazuj: nie masz u rąk pierza;
I myśli tam nie puszczaj: bo myśl jak kotwica
Z łodzi drobnej ciśniona w niezmierność głębiny,
Piorunem spadnie, morza do dna nie przewierci,
I łódź z sobą przechyli w otchłanie chaosu...
Pielgrzym
Mirzo, a ja spojrzałem! Przez świata szczeliny
Tam widziałem... Com widział, opowiem — po śmierci:
Bo w żyjących języku niema na to głosu.
THE PATH ABOVE THE PRECIPICE AT CHUFUT QALE
The Mirza:
Pray, rider! Drop your reins, and do not dare look down;
For here a horseman’s mind must trust his horse’s steps;
Brave steed! See how it halts, and, bowing, plumbs the depths
With wary eyes; with anxious hooves it paws the ground,
And freezes… Don’t look there! For there the eye descends
Like stones in Al-Kahyra’s well, and ever sinks;
Nor point there with your hand—or do your hands have wings?—
Nor sound it with your thought, which, like an anchor in
The boundless ocean’s depths, from some slight vessel hurled,
Keeps plunging, lightning-fast, and never strikes the bed,
And drags the ship behind into the measureless abyss…
The Pilgrim:
O Mirza, I have looked! A fissure in the world!
And what I’ve seen… I will not speak of… till I’m dead,
For tongues of living men cannot give voice to this.
XVIII. AJUDAH
Lubię poglądać wsparty na Judahu skale,
Jak spienione bałwany to w czarne szeregi
Scisnąwszy się buchają, to jak srebrne śniegi
W milijonowych tęczach kołują wspaniale.
Trącą się o mieliznę, rozbiją na fale,
Jak wojsko wielorybów zalegając brzegi,
Zdobędą ląd w tryumfie i na powrót zbiegi,
Miecą za sobą muszle, perły i korale.
Podobnie na twe serce, o poeto młody!
Namiętność często groźne wzburza niepogody,
Lecz gdy podniesiesz bardon, ona bez twej szkody
Ucieka w zapomnienia pogrążyć się toni
I nieśmiertelne pieśni za sobą uroni,
Z których wieki uplotą ozdobę twych skroni.
AYU-DAG
How fondly I look on, when Ayu-Dag I've climbed,
As massive, frothing waves in ranks of black process,
Coil tight, and loudly crash; their snow-like silver crests
Collapse in swirling iridescences, sublime.
Once burst upon the rocks, their mighty ranks disband,
And like marauding whales they overrun the shore,
Push on triumphantly — and then withdraw once more,
Discarding pearls, and shells, and corals on the sand.
O poet! so with your young heart it often goes:
What fearsome storms assail you, stirred by passion’s throes;
But raise your lute, and then — their surge benignly flows
From you, and, swept into oblivion, subsides,
Behind it strewing songs immortal in the tides,
From which the ages weave a wreath that never dies.